piątek, 13 grudnia 2013

Powrót do fotografii analogowej.
W zasadzie dziełem przypadku w moje ręce trafiła analogowa lustrzanka Revueflex 4000EE wraz z obiektywem Revuenon 55 f1.7 (produkowanym przez legendarną Tomiokę).






Przy pierwszym kontakcie wydawało się że aparat jest „martwy” – nie można było wyzwolić migawki. Pierwsze i jak się później okazało słuszne podejrzenie padło na baterię. Migawka o notabene szerokim zakresie czasów jak na aparat z mocowaniem M42 jest sterowana elektronicznie i potrzebuje baterii żeby można było ją wyzwolić. Aparat jest bardzo solidnie wykonany i waży swoje (a dokładnie 760 g bez obiektywu). Wszystkie mechanizmy w aparacie i w obiektywie pracują płynnie i precyzyjnie, nie znajdziemy tu żadnych luzów, widać, że aparat był mało używany przez poprzedniego właściciela.

Poniżej kilka zdjęć wykonanych tym aparatem na filmie Ilford PAN 400 (skan z labu, nie posiadam niestety skanera).










I co dalej?
No cóż po tej krótkiej przygodzie mogę stwierdzić, że fotografia analogowa ma rzeczywiście jakąś magię ale wymaga również wielu poświęceń, że nie wspomnę o miesięcznym okresie czekania na wywołanie filmu (w zimnym procesie). Właściciel labu czekał, aż uzbiera mu się odpowiednia ilość filmów czarno –białych tak aby opłacało się to zrobić.
Żeby myśleć poważniej o fotografii analogowej należałoby filmy czarno białe wywoływać samemu co podobno wcale nie jest takie trudne oraz druga sprawa przydał by się dobrej jakości skaner, który tani niestety nie jest.
Takim oto sposobem fotografia analogowa została tymczasowo schowana do szuflady i może kiedyś znowu do niej wrócę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz